Agnes
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2006
Posty: 686
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mroczna Puszcza
|
Wysłany: Pon 16:36, 11 Gru 2006 Temat postu: "Najstraszniejsze opowiadanie o Strachu na Wróble" |
|
|
Agnes postanowiła wrzucić tutaj również swoje opowiadanie o Strachu na Wróble Nie wiem czy jest jakoś bardzo na temat. Uprzejmie proszę o nie wytykanie błędów, i tak zrobi to pani W.S.
„Najstraszniejsze opowiadanie o Strachu na Wróble.”
Zima. Czas przemyśleń i długich, mroźnych wieczorów w świetle księżyca. Na polach w malowniczym hrabstwie Bookshire leżał śnieżnobiały puch, a coraz to nowe płatki spadały z nieba. Każdy z nich był indywidualny, samotny w tłumie. Jedyną oznaką mieszkającej tu ludności był oliwkowozielony mały domek z czerwoną dachówką . Posesja, z zapewne soczysto-zielonym trawnikiem podczas wiosny, okolona była drewnianym płotem z ceglanymi słupkami, na których leżały czapy śniegu. Z zielonej rynny zwisały drobne sople lodu. Drzwi pozostawały nieskazitelnie białe. W oknach wisiały firanki i zasłony o wymyślnych wzorach. W ogrodzie, przyprószone śniegiem, stały figurki, od czerwononosych krasnoludków w czapeczkach do reniferów z niebezpiecznie wniesionymi rogami. Wszystkie zapewne wykonane własnoręcznie. Od frontu wspaniale prezentował się okazały bałwan. Posiadał długi, marchewkowy nos i paciorkowe, czarne oczy, z kamienia, wygrzebanego ze ścieżki.
Jedynym elementem, który nie pasował do tego sielankowego, świątecznego obrazka, był Strach na Wróble, samotnie stojący wśród rozległych ziem. Ot stare paliki wbite w ziemię, okolone słomą. Z okrągłej głowy, z krzywo wyrysowanymi oczami zwisał smętnie dziurawy kapelusz, z fantazyjnie wplecionym piórem nieznanego ptaka. Odziany w stare ubrania właściciela, tkwił, bezmyślnie wpatrzony w zachodzące za horyzont słońce.
Smutek, samotność, strach i żal. Uczucia te towarzyszyły i doskwierały mu w każdej chwili życia. Życia? Nie, to nawet nie było życie. To pusta egzystencja nie wnosząca nic do współczesnego świata, równie dobrze mogłoby go tu nie być. Stary rolnik postawił go tu kiedyś, w zamierzchłych czasach, by odganiał nadgorliwe patki chcące dostać się do soczystego ziarna. Ptaki odeszły, drzewa były daleko, a one miały tam swe gniazda, w których czuły się bezpiecznie. Zakładały rodziny i wychowywały dzieci, znajdując pożywienie bliżej domu. Teraz wydawał się być niepotrzebny, ale cały czas tu był, nieprzerwanie, od czasów, których już nie pamiętał.
Jak mogli go tak zostawić? Na pastwę złośliwego losu. Przestał już walczyć o przetrwanie. Ludzie. Ludzie myślą, że tylko do nich świat należy, oni mają prawo czuć i narzekać na rzeczywistość. On nie miał nic, prócz ukochanego kapelusza, który chronił go to od palącego słońca to od deszczu. Teraz cały pokryty był śniegiem. Wydawało mu się, ze śnieżynka, która opadła na jego zamarznięty, marchewkowy nos, ma z nim wiele wspólnego. Oboje byli osamotnieni, indywidualni, oryginalni i zapomniani. Wyszeptał cicho usłyszane niegdyś strofy:
„Senność gęsta jak śnieg i krążąca jak śnieg
zasypuje śnieżnemi płatkami sennemi.
Bezprzyczynny mój dzień,
bezsensowny mój wiek
i te ślady bezładnych moich kroków po ziemi „
[Julian Tuwim]
W oliwkowym domku trwały przygotowania do świątecznej kolacji. Na wysokim świerku układano świece i ręcznie robione ozdoby. Po polach rozchodził się zapach cynamonu i imbiru. Na granatowym niebie zabłysła pierwsza gwiazda. Księżyc był w pełni, a magia tego dnia unosiła się w powietrzu. Przy suto zastawionym stole czekano na zbłąkanego wędrowca. Dlaczego to nie mógł być on?
Bał się. Przerażało go zapomnienie. Ludzie są egoistami. Nawet w ten niezwykły dzień nie dane mu było zaznać szczęścia. Zewsząd okalał go tylko strach.
Usłyszał kroki i wypełniła go nadzieja. Niestety, to tylko mały, szary zajączek wybrał się na przechadzkę w poszukiwaniu pożywienia. Stanął przed nim i znieruchomiał. Również się bał. Przecież strach jest tylko wymysłem naszej wyobraźni. Nic realnego. Nieznane, budzi lęk. Nie wiemy, czego się spodziewać, jakich zachowań oczekiwać. „Skoro się boisz zajączku, poznaj mnie. Wtedy przestanę być straszny.” Futrzak przełamał barierę nieufności, ale wcale nie zamierzał zostać przyjacielem stracha. Ukradł mu marchewkę, a więc można przezwyciężyć słabości ? Teraz został bez nosa, na mroźnym wietrze w świąteczny wieczór. Nazywają go Strachem na Wróble, i nie bez przyczyny, chociaż teraz, jest odwrotnie. Tkwi tu, na ośnieżonym polu, sam na sam, ze swym strachem, którego nie potrafi pokonać.
Przyszła oczekiwana wiosna, niosąc ze sobą ciepło, lekkie podmuchy wiatru i dużo wszechobecnej zieleni. Do gospodarstwa przyjechała rodzina z daleka. Wozy zaprzężone w konie furkotały nieustannie po dróżce. Dzieci rozbiegły się po polu w poszukiwaniu zabawy. Mali ludzie są pozbawieni strachu przed nieznanym, odwrotnie, bardziej boją sie tego, co już poznały i zapamiętały. Grupka małych istotek natrafiła na stracha, który po ciężkiej zimie wyglądał jeszcze marniej. Z miejsca, gdzie powinien być nos, spozierała ciemna dziura. Jeden z nich podszedł i dotknął rękawa wyblakłej koszuli. Z mankietu wysypało sie parę ździebełek słomy. Zajrzały pod kapelusz i odbiegły z krzykiem. Zaiste, „strach ma wielkie oczy”. Czy nie wiedzą, że to go zabolało? Nie fizycznie, lecz psychicznie. Pocieszał się jeszcze: „Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło. „[ Oscar Wilde ]
Teraz już nikt się do niego nie zbliżał, już nie był Strachem na Wróble, teraz stał się przerażającym i odpychającym strachem w łachmanach.
Ongiś stary dziad wetknął mu pod pachę kosę, która przywodziła na myśl straszliwą śmierć. Przez lata spędzone na wietrze wychudł i zmarniał, gdyż ubyło mu słomy, która tańczy teraz po innych ziemiach. Ludzie omijali pagórek z daleka, jakby ktoś rozegrał tam straszliwą wojnę.
Strach wszystko odczuwał, widział i zapisywał w pamięci. Każde spojrzenie, pogarda i oznaka zapomnienia bolały go. Strach prowadzi do cierpienia i on doskonale się o tym przekonał.
Sierpień. Czas żniw. Palące słońce nie dawało wytchnienia. Pogoda nie pozwalała mu myśleć o świecie. Cieszyłby się kiedyś. Teraz już nie potrafił. Został mu tylko strach. Irracjonalny i wszechobecny.
Promienie słońca przedzierały się przez podziurawiony kapelusz. Słońce, które daje życie właśnie mu je odbierało. Słoma zapaliła się. Ogień powoli trawił ubrania i wnętrze. Ginął. Bez przyjaciół. Całkiem sam, choć teraz myślało o nim całe gospodarstwo. Pogrążone w przerażeniu, że pole świeżej pszenicy spali sie od żaru bijącego od niego... Oni, ludzie, boją się teraz, o swoją przyszłość, o dobra materialne. Chociaż powinni odrzucić negatywne i gnębiące uczucia.
Wyzbył się strachu, poznał już wszytko. Czy ten ognisty Feniks, który usiadł na jego ramieniu i uronił kryształowa łzę, to sen czy jawa ? Wydaje się, że tylko on jest jego przyjacielem, gdyby tylko pojawił się wcześniej...
|
|